Skip to main content
BlogPolityka

Budapesztu w Warszawie nie będzie

By 12 lutego 2013Brak komentarzy

Miłosz Węgrzyn

Po wyborach parlamentarnych w 2011 roku, prezes PiS Jarosław Kaczyński wyraził przekonanie, że pomimo kolejnej porażki w starciu z PO, jego partia wkrótce powtórzy sukces Fideszu, dzięki czemu z Polsce ziści się „scenariusz węgierski”. Patrząc jednak, jak diametralnie odmienne są działania zmierzające do realizacji tego celu, w porównaniu do działań podjętych przez Viktora Orbána w latach 2002-2010, trudno brać obecnie powyższe zapowiedzi na poważnie.

Od 2010 roku na Węgrzech władzę sprawuje konserwatywno-chadecka koalicja Fidesz-KDNP, która w wyborach zdobyła ponad 2/3 mandatów w Zgromadzeniu Narodowym (68,14%). Zdecydowana i stabilna większość umożliwiła gabinetowi pod kierunkiem Viktora Orbána rzadko spotykaną w europejskich demokracjach swobodę realizowania swojej wizji państwa, ze zmianą konstytucji włącznie. Dlatego warto zastanowić się, jakie czynniki miały zasadniczy wpływ na osiągnięcie przez Fidesz (KDNP należy traktować jako typową „przystawkę”) tak świetnego wyniku i w rezultacie upadku dotychczasowego, bipolarnego układu rywalizacji na scenie politycznej?

„Nowa Prawica” = nowy standard uprawiania polityki

Podobnie jak PiS, Fidesz miał wcześniej okazję tworzyć oparty na niewielkiej większości parlamentarnej rząd (w latach 1998-2002), przysparzając sobie poprzez swój konfrontacyjny styl prowadzenia polityki zarówno liczne grono zwolenników, jak i przeciwników. Chociażby z tego względu nie można traktować wyborczego sukcesu partii wyłącznie jako pokłosia 6-letnich rządów koalicji socjalistów (MSZP) i lewicowo-liberalnego SZDSZ, w wyniku których Węgry znalazły się w poważnej zapaści gospodarczej. Gdyby nie mocne wyjście w kierunku zaktywizowania społeczeństwa i zbudowania silnych struktur partyjnych (o których szerzej za chwilę), Orbánowi ciężko byłoby utrzymać się na stanowisku przewodniczącego po dwóch z rzędu wyborczych niepowodzeniach – w 2002 i 2006 roku.

Długookresowym celem strategicznym Fideszu, sformułowanym jeszcze w trakcie kadencji 1998-2002, było stworzenie alternatywnej kultury politycznej, nazwanej przez związanego z lewicą politologa Andrasa Bozókiego mianem „Nowej Prawicy”, w której silnie odwoływano się do pojęcia „obywatel” (polgár). Zasadniczy nacisk został skierowane na wartości, które miały stanowić postawę społeczną każdego Węgra, na czele z kwestionowaniem zasad i praktyk porozumienia konstytucyjnego z 1989 roku, oraz szacunkiem do religii i wartości konserwatywnych. Koncepcja spotkała się z głośną krytyką środowisk lewicowych, dlatego głównym zadaniem Fideszu po wyborach 2002 stało się odklejenie łatki, jakoby uważali oni ludzi nie utożsamiających się z tą postawą za wymagających czegoś na kształt „obywatelskiej reedukacji”. Było to o tyle niezbędne, że odwołując się wyłącznie do wyborców prawicy, bez skierowania się w stronę centrum oraz uzyskania wsparcia od wyborców niezdecydowanych, hasła o „obywatelskości” partii traciły mocno na wiarygodności, mając choćby w pamięci walkę o skrajnie prawicowy elektorat z Węgierską Partią Sprawiedliwości i Życia.

Struktury, struktury, struktury…

Przejście od deklaracji o potrzebie pobudzenia aktywności obywatelskiej, wyrwania Węgrów z atmosfery rozgoryczenia zmianami ustrojowymi po 1989 roku, do konkretnych działań w tym kierunku, okazało się istotnym działaniem w strategii Fideszu, biorąc pod uwagę brak chęci do zakorzenienia się w społeczeństwie pozostałych partii. 26 maja 2002 roku czołowi politycy ugrupowania wraz ze sprzyjająca im grupą intelektualistów utworzyli klub obywatelski Związek dla Narodu. Od tego momentu rozpoczęło się tworzenie na terenie całego kraju lokalnych kół (klubów) obywatelskich. Przybierały one najczęściej nazwę „Kluby Obywatelskie Przyjaciół Fidesz-MPP”, a ich zasadniczym celem było stworzenie przestrzeni alternatywnej wobec rządowych mediów publicznych, która służyłaby prezentacji obywatelskich oraz narodowych postaw politycznych. Viktor Orbán zdawał sobie bowiem sprawę, że sprzyjające lewicy media będą mu wysoce nieprzychylne i bez zbudowania tego rodzaju quasi-struktur partyjnych komunikacja z elektoratem stanie się utrudniona. Chociaż cel utworzenia tego typu kół miał w głównej mierze charakter polityczny, lider Fideszu starał się odsunąć te zarzuty, apelując o zakładanie najprzeróżniejszych organizacji, zagospodarowujących przestrzeń publiczną.

Dochody Fideszu i MSZP z tytułu składek członkowskich w latach 2002-2009 (w tys. USD)

Utworzenie około 10 tysięcy kół obywatelskich (co jak na niewielkie powierzchniowo Węgry jest wynikiem imponującym; dodatkowo 2 tysiące poza granicami kraju) pociągnęło za sobą jeszcze jeden pozytywny aspekt – finansowy. Egzemplifikację tej tezy stanowi powyższy wykres, przedstawiający dochody osiągane przez Fidesz i MSZP z tytułu składek członkowskich. Efekt pobudzenia społeczeństwa do aktywności politycznej nie byłby jednak tak doniosły, gdyby nie równoczesny plan wykreowania Viktora Orbána na „ojca narodu”, czemu sprzyjała rosnąca personalizacja polityki nad Balatonem.

Charyzmatyczny lider

Zdaniem Orbána, polityk powinien w każdej chwili być gotowy na przejście do ofensywy – w przeciwnym razie zostanie zepchnięty na margines. Nie prezentował przy tym jakiegoś szczegółowego programu naprawy Węgier. W jego książce „Ojczyzna jest jedna” więcej jest diagnoz na temat stanu państwa, odwoływania się za pomocą pełnej emocji retoryki do wysokich wartości (takich jak „naród”, „moralność”, „dobrobyt”), aniżeli przedstawiania konkretnych pomysłów na zmianę sytuacji. Kontynuował również zdecydowaną krytykę klasy politycznej, obarczając ją za wprowadzenie obywateli w stan apatii: „Bo w rzeczywistości to nie Węgrzy jako naród, tylko ich przywódcy polityczni zrezygnowali – i rezygnują do dziś – z tego, by ten kraj osiągnął coś więcej. Nie dokładają wysiłków, by Węgry zajęły wśród narodów miejsce, które im się należy z racji ich pracy, osiągnięć historycznych, kultury, umiejętności i wiedzy. Ci, którzy wieszczą wszem i wobec, że <<<nie ma innej drogi>>>, zamykają dziś Węgry w więzieniu dogmatyzmu i mierności. To ideologia bezradnego państwa i bezradnej polityki, która degraduje i niszczy naszą Ojczyznę, ogranicza i zatruwa duszę rodaków. Wmówili sobie, że Węgry nie są zdolne do wielkich rzeczy, że ich jedyną szansą jest przystosowanie się, czyli mówiąc prościej – uległość”. Jednak najważniejsza różnica, w porównaniu z Orbánem sprzed 2002 roku, dotyczyła zapowiedzi rywalizacji o elektorat lewicowy, w czym pomóc miała pogarszająca się sytuacja ekonomiczna kraju: „Istnieją zwolennicy lewicy, którzy jeszcze ciągle nie widzą czy nie chcą widzieć, że ich partię ukradła nowa arystokracja i opanowała klika nowych uprzywilejowanych. (…) Tych ludzi trzeba wzywać, powtarzać, że Nowa Większość ich oczekuje. Trzeba im też powiedzieć, że choć dali się oszukać, nie są temu winni; winni są ci, którzy ich oszukali”.

Socjalista na mównicy? Wychodzimy!

Wizerunek „ojca narodu” oraz inicjatywę kół obywatelskich świetnie uwiarygodniało zastosowanie taktyki antyparlamentarnej. Po wyborach 2002 ustępujący z funkcji premiera Orbán odmówił przyjęcia jakiejkolwiek roli we frakcji parlamentarnej, niezwykle rzadko pojawiając się w budynku Zgromadzenia Narodowego, co tłumaczone było przekonaniem, że osoby popierające idee Fideszu nie są w mniejszości, ponieważ „naród nie może być w opozycji”. Co więcej, nie pojawiał się na oficjalnych uroczystościach obok przedstawicieli MSZP i SZDSZ, organizując odrębne uroczystości, jak chociażby podczas w otwarcia w lipcu 2003 roku mostu pod Szekszardem. Po 2006 roku taktyka uległa nasileniu – posłowie Fideszu wychodzili z parlamentu w momencie, gdy swoje wystąpienie rozpoczynał premier Ferenc Gyurcsány lub inny ważny polityk koalicji rządzącej. Jako jej uzasadnienie można przyjąć fakt, iż Orbán pamiętał, że masowe poparcie w czasach komunistycznych zyskał dzięki „wyjściu do ludzi” i płomiennym przemowom jako lider inicjatywy studenckiej. Taktyka antyparlamentarna pozwoliła skutecznie odciąć się Fideszowi od reszty klasy politycznej i dzięki temu nie być postrzeganym przez społeczeństwo jako typowa partia polityczna, co w momencie nadejścia kryzysu ekonomicznego w 2008 roku było pozycją równie korzystną jak u schyłku okresu komunistycznego.

Węgierskie „taśmy prawdy”

Tak nakreślone oblicze lidera Fideszu dodatkowo ocieplało otoczenie się gronem młodych ludzi, dobrze prezentujących się w mediach (np. rzecznik partii Peter Szijjártó), a także pokazywanie się publicznie w obecności licznej rodziny (żony i pięciorga dzieci). Jednak przedstawione działania nie przyniosłyby doniosłego rezultatu, gdyby nie silne przywództwo Orbána i utrzymanie wewnętrznej dyscypliny w ramach partii, co w sytuacji pozostawania przez 8 lat w opozycji nie jest łatwym zadaniem. Pomocną dłoń w tym aspekcie wyciągnęli sami rządzący, za sprawą przecieku do mediów wystąpienia premiera Gyurcsány’ego na zamkniętym konwentyklu MSZP w Öszöd. Wystąpienie z 26 maja 2006 roku zostało wyemitowane przez publiczne radio 17 września 2006 roku, brutalnie otwierając Węgrom oczy na ukrywany przez rząd fatalny stan finansów publicznych. Fragment wzbudzający największe kontrowersje brzmiał: „Kłamaliśmy rankiem, wieczorem i w nocy. Przez cztery lata nie zrobiliśmy nic. Absolutnie nic… Ostatnie półtora roku czy dwa lata były jednym wielkim kłamstwem. (…) Żaden z europejskich krajów nie zrobił tylu głupot, co my„.

Ujawnienie „przemówienia z Öszöd” było dla Viktora Orbána idealnym momentem do przypomnienia, że w trakcie kampanii wyborczej wspominał wielokroć o problemach budżetowych. Dodatkowo starał się podsycić niezadowolenie społeczne jednoznaczną deklaracją: „Nie chcemy rozmawiać z kłamcami”, określając Gyurcsány’ego mianem „aparatczyka z odzysku”, i zwracając się do wyborców MSZP i SZDSZ o wsparcie w nadchodzących wyborach samorządowych, które interpretował jako „trzecią turę wyborów parlamentarnych”. Był to również moment, w którym Fidesz zmienił retorykę – zamiast pojęcia „obywatele” (polgári), pojawiało się więcej odniesień do „normalnych, zwykłych ludzi” (emberek). Miało to jeszcze bardziej podkreślić, że pojęcie „elita” dotyczy wyłącznie sprawującej władzę lewicy, a Orbán jako „ojciec narodu” nie jest oderwanym od rzeczywistości menadżerem na kształt Gyurcsány’ego, lecz swoistym „trybunem ludowym”.

Referendum, czyli… wilk w owczej skórze

Zwycięstwo w wyborach samorządowych w 2006 roku, przy jednoczesnym braku możliwości zgromadzenia w parlamencie większości niezbędnej do odwołania rządu Gyurcsány’ego, zmobilizowało Fidesz do próby zainicjowania kolejnego wydarzenia politycznego, podczas którego obywatele dadzą wyraz dezaprobaty wobec działań rządzących. Mowa o referendum w sprawie opłat uniwersyteckich, opłat szpitalnych i za wizyty u lekarza, które odbyło się 9 marca 2008 roku. Wniosek o jego przeprowadzenie niósł pewną dozę ryzyka, biorąc pod uwagę niską frekwencję podczas referendum z grudnia 2004 roku w sprawie przyznania obywatelstwa etnicznym Węgrom z państw ościennych i prywatyzacji szpitali. Jednak w przeciwieństwie do poprzedniego referendum, kluczem do sukcesu okazało się sformułowanie pytań, które dotyczyły niepopularnych, a przede wszystkim niezgodnych z lewicowymi hasłami decyzji rządu MSZP-SZDSZ. Viktor Orbán zastosował tutaj zmyślną taktykę, ustawiając się w pozycji obrońcy dotychczasowych zdobyczy socjalnych. Każdy wyborca o lewicowej wrażliwości, chcąc pozostać w zgodzie ze swoimi przekonaniami, musiał zagłosować tak samo, jak wzywał do tego przewodniczący Fideszu. W rezultacie, Węgrzy zdecydowanie odrzucili kierunek polityki oszczędnościowej rządu (przy frekwencji 50,5%), co dodatkowo utwierdziło Orbána w tym, że jest w stanie przejąć znaczną część elektoratu socjalistów.

Religia jako spoiwo wspólnoty

Wracając do wydarzeń roku 2006, trzeba wskazać, że został on ogłoszony na Węgrzech jako „Rok Odnowy Duchowej Narodu”. Episkopat wezwał wówczas wiernych do odmawiania modlitw w intencji ojczyzny i odnowy moralnej narodu, co w zlaicyzowanym społeczeństwie spotkało się z zaskakująco pozytywną reakcją. Zastosowanie się do apelu katolickich hierarchów zadeklarowało niemal 1,5 miliona osób i dlatego w kolejnych latach inicjatywa była kontynuowana. Trudno powiedzieć, na ile poparcie ze strony wielu węgierskich duchownych pomogło Fideszowi, jednak dobrze rozwinięta struktura kół obywatelskich świetnie uzupełniała się i przenikała ze wspólnotami religijnymi w niewielkich społecznościach lokalnych, co podkreślił Orbán (notabene, wyznawca kalwinizmu): „Im więcej jest wspólnot religijnych w danej miejscowości czy regionie, im są one silniejsze, tym stanowią one bardziej sprzyjające zaplecze dla świeckich sił, także partyjnych, prowadzących politykę zorientowaną na budowanie wspólnoty. Jednakże im bardziej świat, województwo czy miejscowość są zindywidualizowane, tym bardziej otwiera się pole dla myślenia egocentrycznego, dla sił, które głoszą: <<<Zajmuj się wyłącznie sobą, miej na względzie tylko swoje cele>>>. Często więc duchowa gleba, na której prowadzona jest walka polityczna, bardzo mocno wpływa, a niekiedy decyduje o wynikach tej walki”.

Odwrót od lewicy

Analizując zwycięstwo Fideszu i klęskę MSZP, nie można uciec od determinanty w postaci zmian w otoczeniu międzynarodowym. Wybory parlamentarne 2010 w znacznym stopniu wpisują się w ogólny trend poważnego kryzysu ugrupowań lewicowych w Europie, który przypadł na okres ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego. W przypadku Europy Środkowej i Wschodniej odnosi się to w pierwszej kolejności do ugrupowań postkomunistycznych. Poza tym, Fidesz lepiej wyczuł kontekst międzynarodowy, gdyż wraz ze spadkiem poparcia Węgrów dla Unii Europejskiej (z 81% w 2000 roku do 53% w 2003 roku), tuż przed referendum akcesyjnym odpowiedział do wyborców hasłami o rozróżnieniu między „dobrym i złym członkostwem” oraz dokumentem pod nazwą „Europa to nasza przyszłość, na Węgrzech jest nasz dom”, krytykując rząd za zbyt uległą politykę wobec instytucji unijnych. W świetle rosnących napięć w ramach strefy euro, taka postawa dla większości wyborców mogła wydawać się bardziej odpowiednia aniżeli mocno proeuropejskie podejście rządu MSZP-SZDSZ.

Stonowana kampania

Za dopełnienie działań Fideszu na rzecz powrotu do władzy można uznać zabieganie o prawa Węgrów mieszkających poza granicami kraju, a przede wszystkim wyciągnięcie wniosków z wcześniejszych kampanii wyborczych. Po pierwsze, Viktor Orbán unikał wywiadów i publicznych wystąpień odnośnie programu partii podczas kampanii przed wyborami w 2010 roku, co było motywowane obawą przed manipulacjami ze strony mediów, bardzo dobrymi sondażami (dającymi koalicji Fidesz-KDNP regularnie ponad 50% głosów) i przekonaniem o odpowiednim wypozycjonowaniu swojego ugrupowania jako jaskrawego przeciwieństwa skompromitowanego MSZP. Po drugie, istotne było kategoryczne zdystansowanie się od skrajnie prawicowego Jobbiku, w tym dementi o możliwości utworzenia wspólnego rządu. Stanowiło to odrobienie lekcji z 2002 roku, kiedy brak tak jednoznacznej deklaracji zraził do Fideszu dużą część elektoratu z centrum.

PS. Fundacja Sapere Aude, Samorząd Studentów Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Naukowe Koło Ekonomistów UWr zapraszają 26 lutego o godzinie 16.00 do Sali 2D Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii na debatę pt. „Problemy demokracji w Polsce”, z udziałem dziennikarza Igora Janke i prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Dzień później o godzinie 17.00 w kawiarni Literatka (Rynek 56/57) odbędzie się spotkanie autorskie z Igorem Janke, poświęcone jego najnowszej książce o Viktorze Orbánie – „Napastnik”. Zapraszamy!