Skip to main content
Blog

Wildstein i aktorzy

By 12 marca 201321 września, 2020Brak komentarzy

Mateusz Michułka

(Jak wspominał Truman Capote po przeprowadzonym z Marlonem Brando wywiadzie – „Marlon”, legenda kina, „jest rozkosznie głupi”)

W ostatnim numerze „Do Rzeczy” znalazłem felieton Bronisława Wildsteina, w którym autor rezolutnie zauważa bezsens oburzenia niedawnymi deklaracjami Gerarda Depardieu. Czego innego spodziewać się bowiem po aktorze, pyta Wildstein i pisze dalej: „Rozpacz nad upadkiem Depardieu jest drugą stroną jego uwielbienia, a więc kreacji aktorów na bohaterów wyobraźni masowej”. Zachowanie Depardieu nie jest sprawą zaskakującą, bo każdy przecież zachowuje się tak jak na jego inteligencję, charakter i fach przystało. Oburzenie natomiast bierze się z mylenia aktorów z granymi przez nich postaciami albo jeszcze lepiej – z intelektualistami. Tymczasem inteligencja w zawodzie aktora konieczna nie jest. Konieczny jest tupet. (Zauważył to wcześniej Gombrowicz, który zauważył prawie wszystko.)

Jakim autorytetem jest człowiek, któremu powodzi się tym lepiej, im sprawniej podszywa się pod innych? Rozsądnie byłoby powiedzieć – żadnym. Jakimi wyjątkowymi przymiotami zasłużył sobie na szacunek? Człowiek pomyśli chwilę i odpowie: „No cóż, żadnymi”.

Dobrze przypomnieć, że aktorów wywyższono nieco ponad alfonsów w XVIII wieku. Aktorki zaś ponad kurwy – jeszcze później. W Starożytnym Rzymie aktorami byli (z drobnymi wyjątkami) jedynie niewolnicy, a przez Kościół Katolicki zostali wyklęci nawet suflerzy. Sam Szekspir wolał być zapamiętany jako właściciel kupionego szlachectwa – stąd na jego nagrobku znajdowała się początkowo sakiewka z ziarnem, później dopiero, rzecz jasna bez zgody samego zainteresowanego, została zastąpiona gęsim piórem.

Blichtr którym otaczają się aktorzy to bardzo świeży dwudziestowieczny wynalazek. Ba! nawet nie blichtr a społeczna akceptacja.

Bogatsi o naukę, której udziela nam Wildstein uniknęlibyśmy szeregu pozornych rozczarowań bo nie wzięlibyśmy ich za rozczarowania, a  za zwykłą rzecz. Nie byłoby zamętu po zadowolonych z siebie głupotach Macieja Stuhra na temat polskiej historii i moralnej kondycji Polaków. Nie byłoby nawet potrzeby wzruszyć po nich ramionami bo Stuhr nie zostałby poproszony o opinię w temacie, o którym nie ma bladego pojęcia.  Z podobnie chybionym oburzeniem  mieliśmy do czynienia w przypadku Daniela Olbrychskiego kiedy oświadczył, że „Granie Kaczyńskiego brzydko pachnie” i „jeżeli wybitny aktor odmawia to wie co robi” – jak to opisałem powyżej, mało prawdopodobne, że wie. Raczej nie wie.

Nie napiszę jednak, że wśród aktorów nie ma ludzi inteligentnych. Nie jest to prawda. Prawdą jest jednak, że aktor może być inteligentny tylko pomimo swego aktorstwa. Prawdą jest też, że społeczny awans, który się aktorstwu przytrafił nałożył na jego barki ciężar zbyt wielki stąd różne postękiwania, których jesteśmy niekiedy świadkami.